
Nie sądziłam, że planowana operacja Marcinka będzie miała, aż tak duży wpływ na moje samopoczucie...Okazuje się, że każdego wieczora popłakuje w poduszkę...ze strachu.
W lipcu Marcinek będzie miał 5 lat, co się zmieniło?
Otóż wiem już na pewno, że nie da rady przyzwyczaić sie do cierpienia własnego dziecka.Zachodzą we mnie procesy wręcz odwrotne - myśląc o tym co Go czeka, w mojej wyobraźni kumulują się wszelkie bolesne wspomnienia- zero zobojętnienia (oswojenia się).Często o tym wszystkim myślę i szukam kojących wniosków.Tłumaczę sama sobie, że jedni z nas pracują jako murarze, inni jako lekarze...a zadaniem moim jest być mamą.
Zastanawiam się co jest dla mnie najtrudniejsze?Zawsze dochodzę do wniosku, że najgorzej znoszę obserwacją zmagań synka z chorobami.Trudną też nie wspomnień o odpowiedzialności.Budzę się w nocy z lękiem, czy aby na pewno moja opieka jest wystarczająca, czy aby na pewno moje decyzje są dobre-właściwe.Marcina życie w dużej mierze zależy ode mnie...
Wczoraj leżałam z Nim w łóżku, tłumacząc mu po co ta operacja.Marcinek patrzył mądrym wzrokiem na to jak płynął mi łzy.Poprosiłam Go, abym mi obiecał, że będzie dzielny-ja obiecałam, że wszystko będzie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz