Strona poświęcona jest pewnemu małemu bohaterowi...

Na imię ma Marcinek, jest pięciolatkiem, a Jego ulubionym daniem jest ryż z jabłkami i z cynamonem.Nie lubi czapek, mycia ząbków i zabaw w pojedynkę...Co zatem odróżnia Go od reszty pięciolatków z podwórka?Marcinek posiada coś bardzo wyjątkowego, bardzo małego, malutkiego...dodatkowego.Coś co nauczyłam się kochać.Mój synek ma jeden dodatkowy chromosom.Zespół Downa nie przeszkodził Mu jednak w zmienianiu świata.Zmienia Go codziennie.

Pamiętajmy-cuda są w Nas.

Wraz z biegiem czasu blog z Marcinkowego zmienił się w bloga rodzinnego...Piszę nie tylko o dzieciach, ale także o tym co w duszy mi gra :)

Kontakt:
@:jozefowicz.anna@gmail.com
GG:4836000
skype:rudeloki
telefon:662762847

lokalizacja: Głogów



piątek, 4 kwietnia 2008

Czyj to świat ?

Marcinek czuje się dziś bardzo dobrze :-)
Serwuje mu różne potrawy, a i dodatkowo nutridrinki.
Już się nie mogę doczekać się do rezultatów w postaci przybrania na wadze.
Wreszcie jestem spokojniejsza i potrafię cieszyć się z decyzji o operacji.
Dobrze, że po różnych perypetiach wszystko skończyło się szczęśliwie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Każdy kto mnie zna osobiście wie, że ja wprost uwielbiam Gadać, Gadać, Gadać! No jak można nie lubeić poznawać ludzi, ich historii, emocji i poglądów?
W dobie internetu mam tą przyjemność, że mogę gawędzić siedząc przed komputerem w piżamce :-)Ach co za wygoda !

Dziś nawiązałam dialog z koleżanką na gadu-gadu.
Powiedziała, że kiedyś była złym człowiekiem...że bała się niepełnosprawności, że uciekała na drugą stronę ulicy...

Przy tej okazji przypomniały mi się słowa innej mamy , która powiedziała:
zanim stałam się mamą chorego dzidziusia , byłam na weselu.Na tej samej zabawie bawił sie dorosły mężczyzna z zespołem Downa.Kiedy wszyscy tańcowali w kole, mi przyszło złapać za rękę właśnie jego . Pamiętam co wtedy czułam - strach.
Kolejną osobą z zespołem Downa, jaką złapałam za dłoń był mój synek! Tym razem, już się nie bałam...
Piękne prawda? Och!
Wydaje mi się naturalnym , że boimy się osób chorych. Może to nie tyle obrzydzenie, czy nietolerancja, ale raczej lęk nawet podświadomy. Każdy boi się stracenia kończyn, lub urodzenia dziecka z upośledzeniem. Może irracjonalnie uciekaliśmy na drugą stronę ulicy, aby się nie bać?Aby nie widzieć, nie myśleć...
Dość często ludzie pisali mi w komentarzach na portalach foto : Ty tak myślisz , bo to twój świat!
A mi się wydaje, że ja mam całkiem wypośrodkowany stosunek do niepełnosprawnych i zdrowych.
Ja sama nie jestem niepełnosprawna.Moje pierwsze dziecko do roczku nie miało nawet kataru...i wcale nie czułam jakieś specjalnej bliskości z osobami chorymi, szczególnie upośledzonymi umysłowo.
Wydawało mi sie, że niepełnosprawni są gdzieś za górami za lasami, w hermetycznym gronie.Ja też odwracam głowę!!!!
Przecież tak naprawdę nie wiadomo, czy osoba chora lubi jak się na nią patrzy, czy raczej ludzkie spojrzenia ją bolą...
Ludzie niepełnosprawni są tak bardzo różni jak zdrowi.
Jedni są chorzy od urodzenia, inni nieszczęśliwie skoczyli do wody, a jeszcze inni mieli np.udar mózgu. Ktoś ma chore "tylko" nóżki, ktoś ma mocne upośledzenie, a jeszcze inny ma i jedno i drugie - i wicie co?
Każda z tych osób radzi sobie tak jak umie i każda oczekuje różnych zachowań od otoczenia-począwszy od współczucia, skończywszy na całkowitej akceptacji i braku taryfy ulgowej.
Tak, czy siak ja także nie umiałam znaleźć złotej recepty na zachowanie się w towarzystwie osoby chorej.Wydaje mi się, że to całkiem naturalne i ludzkie.
Z kolei nie ludzkim jest krzywdzenie osób chorych- choćby pod postacią kpin i obraźliwych komentarzy.

Popatrzcie,
niby mam wiedzę np: o AIDS, ale pewnie bałabym się mimo to podać komuś choremu świadomie rękę.Pewnie w kilka sekund obejrzałabym dłoń, czy nie ma jakiś ran.
Czy można powiedzieć, że jestem dlatego zła?
Ja po prostu nie znam osoby z AIDS i dlatego mnie to nieco przeraża...

Mamy prawo odczuwać lęk , przed rzeczami, których nie znamy...Przed problemami jakie nas nie spotkały.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Bajeczka: Pewnego lipcowego popołudnia urodził się mały, chory chłopczyk. Nie umiał chodzić, mówić, ale potrafił otwierać swoje mało okienko na świat. Co rano je otwierał-wciąż i wciąż. Uśmiechał się i czekał.
W drodze do sklepu zatrzymał się hydraulik-patrzył. Pani z warzywniaka też rzuciła okiem. Dziewczynka przestała skakać na skakance. Zaczął padać deszcz, ale gapiów przybywało. O zmroku każdy wrócił do domu.Każdy zjadł kolację i poszedł śnić. O świcie wszyscy wstali i zrobili jedno...
pootwierali okna.
Otworzyli się.
6 lat temu w moim życiu nie było Downów, nie było ich w moim świcie, ale jeden z Nich...otworzył dla mnie okienko.Zatrzymałam się .

------------------------------------------------------------------------------------------------
Specjalnie dedykacja dla owej koleżanki z gg, która dzisiejszego ranka odważyła się szczerze powiedzieć : bałam się upośledzonych...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dziękuje!!!!!

ANNA JÓZEFOWICZ pisze...

Ciesze się,że pomogło :-)

Anonimowy pisze...

bark mi słów zeby skomentowac dzisiejszy tekst...
Myslę,ze ubrałas w słowa to co mysli kazdy z nas...
to troche przykre ale bardzo prawdziwe .
Marcinek na dzisiejszym filmie wygląda fantastycznie-jego radosc udziela mi sie w stu procentach :)
A.